Brunetka Books Recenzuje

poniedziałek, 15 lutego 2021

ZAPOWIEDŹ RECENZENCKA "Żelazne zasady" Agata Polte

⚘ZAPOWIEDŹ RECENZENCKA⚘
Powieść Agaty Polte,  
Wydawnictwo NieZwykłe 
"Żelazne zasady".
Premiera: 10 marca 2021
Mam dla Was:
Rozdział 1
MALIA
 
ZDECYDOWANIE NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TEGO, że będzie dzisiaj padać. Klęłam pod nosem w swoich lekkich sandałkach na wysokim koturnie i letniej sukience, zaciskając dłonie na kierownicy. Trzydzieści stopni i bezchmurne niebo, dobre sobie. Dla kogo była ta poranna prognoza? Bo tutaj mieliśmy właśnie małe oberwanie chmury, a ja naprawdę musiałam wysiąść z tego pieprzonego samochodu. Już do diabła z umówioną wizytą u kosmetyczki – ostatecznie i tak nie chciałam tam iść, ale Laureen uparła się, że na urodziny dostanę od niej wypasiony bon na zabiegi relaksacyjne, bo jestem „zbyt spięta na tej swojej emeryturze”. Niby jak miałam nie być, skoro twierdziła, że odejdzie z tego gówna razem ze mną, po czym zakochała się w jakimś frajerze i teraz siedziała w tym wszystkim po uszy? 
Mój kuzyn dał nam jedną szansę. Tylko jedną szansę ze względu na to, że uratowałyśmy jego żałosną dupę. Pozwolił nam się odciąć i obiecał, że jego ludzie o nas zapomną, nasze konta zostaną wyczyszczone i będziemy mogły zacząć normalne życie. A to było coś. Z familii się tak po prostu nie odchodziło. Rodziłaś się w niej, potem w niej umierałaś. Albo, zwykle, dla niej. Większość osób nie miała żadnego wyjścia awaryjnego. To, że Frank nam je zaproponował, zakrawało na prawdziwy cud. A Laureen zaprzepaściła to wszystko, bo zakochała się we wspólniku mojego kuzyna i zamierzała go poślubić. To nie mogło się dobrze skończyć. 
Po części trochę jej zazdrościłam, niech będzie. Miała swojego Antonia, co sprawiało, że odczuwałam małe ukłucia żalu. W końcu nie młodniałam z dnia na dzień, a jedyną stałą w moim życiu była złota rybka, którą czasami przez nawał pracy zapominałam nakarmić. Tak, gardziłam przez to sobą, ale ostatecznie Lolo nadal machał płetwami, więc nie było o co robić spiny. Oddałam go jednak, ponieważ nie chciałam dłużej przysparzać mu cierpień. 
Miałam dwadzieścia sześć lat, masę pieniędzy na koncie i żadnego pomysłu na to, co zamierzałam dalej. Przecież przyszłam na świat w rodzinie mafijnej. Zdawałam sobie sprawę, że będę jej służyć do końca swoich dni. Potrafiłam kantować – gdybym chciała, oszukałabym nawet wariograf. Umiałam powalić dwa razy większego ode mnie przeciwnika i jeszcze stworzyć na jego ciele precyzyjny wzorek z pocisków. Znałam zasady obowiązujące w przestępczym półświatku, a także wiedziałam, jak zachowywać się na bankietach czy owinąć sobie ludzi wokół palca. 
Ale, do cholery, nie miałam pojęcia, że płyta indukcyjna w mieszkaniu Laureen wymaga używania specjalnych naczyń, bo zwykłe nie będą na niej działać. Dlatego zepsułam i płytę, i garnki – nie pytajcie nawet jak. W ten sposób zostałam bez obiadu, więc przyjechałam do centrum, aby wziąć coś na wynos. Tyle że w tym czasie pogoda postanowiła urządzić mi z życia piekło, a ja dodatkowo nie zabrałam parasolki. Nie przypuszczałam, że mi się przyda, poza tym zwykle ktoś pamiętał o niej za mnie.
Cóż, nie tym razem. I po sześciu miesiącach powinnam się już do tego przyzwyczaić. Podczas tego okresu odseparowania od rodziny oraz przeprowadzki powoli się z tym oswajałam, ale później moja przyjaciółka wyskoczyła ze wspomnianym zakochaniem. Poprosiła, żebym przyjechała i pomogła jej w przygotowaniach do ślubu, przy okazji robiąc sobie u nich kilkutygodniowe wakacje. Powiedziała, że Antonio ma jakieś interesy do załatwienia, więc będziemy mogły spędzić ten czas razem. Nie chciała siedzieć sama w ich wielkiej willi za miastem, w której jedyne towarzystwo stanowiliby ochroniarze i personel, dlatego miałyśmy zatrzymać się w jej mieszkaniu w centrum Bostonu. 
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że kochany Tony ostatecznie zaproponował Laureen, by pojechała razem z nim w bliżej nieokreślone miejsce. Przyjaciółka nie wyjaśniła mi niczego, zostawiła jedynie klucze do swojej kawalerki oraz karteczkę ze stosowną informacją. W związku z tym nie miałam wyrzutów sumienia, że zepsułam jej kuchenkę. 
Blok, w którym mieszkała Laureen, znajdował się niedaleko plaży, a ja już od tak dawna planowałam wybrać się na wakacje i przeleżeć cały dzień nad wodą, że postanowiłam skorzystać z okazji. Byłam wolna od dawnego życia. Po śmierci brata i ojca nie chciałam zostawać w Nowym Jorku. Nic mnie tam nie trzymało, rodzina radziła sobie beze mnie, zatem… odeszłam. I tyle. Pragnęłam czegoś innego.
Wzięłam głęboki wdech, chwyciłam jakąś bluzkę, która leżała na tylnym siedzeniu, zamierzając użyć jej jako osłony przed deszczem, potem wyskoczyłam z samochodu. Poślizgnęłam się od razu po postawieniu stopy na mokrym podłożu, więc zaklęłam siarczyście, a następnie ruszyłam biegiem w kierunku bocznego wejścia do restauracji. Wszystko przez stare przyzwyczajenia: personel zazwyczaj wprowadzał nas właśnie specjalną drogą, byśmy nie musieli przechodzić przez salę pełną zwykłych gości, tylko od razu znaleźli się w strefie dla VIP-ów. Teraz nawet nie przyszło mi do głowy, że pewnie powinnam była zaparkować przed budynkiem. Przecież to nie moje miasto, nikt mnie tutaj nie znał i zapewne nie wiedział za wiele o rodzinie Ferro. Rodzinie Żelaza.
Przez deszcz, który spadał na mnie niczym składająca się z wody ściana, nie widziałam dokładnie, dokąd zmierzam, ale kierowałam się do wejścia. Przecież nie wywalą mnie w takim stanie w taką pogodę, pomyślałam. Już czułam, że strugi wody spływają po moich nagich ramionach i udach, a sukienka staje się coraz bardziej mokra. Nawet nie zamierzałam patrzeć, jak żałośnie wyglądam. Byłam głodna, wściekła i przemoczona – to najgorsze możliwe połączenie. Na dodatek nie wzięłam z samochodu torebki, w której zawsze nosiłam broń. 
Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy?
Okazało się, że mógł. 
Wpadłam nagle na mężczyznę, który pojawił się znikąd przed wejściem, i odbiłam się od niego, ale udało mi się złapać równowagę. Chciałam unieść wściekłe spojrzenie i go nim zmrozić. Tyle że zupełnie nie byłam przygotowana na to, co się stało w następnej sekundzie. 
Zostałam odepchnięta przez wielką łapę jakiegoś napakowanego gościa, drugi stanął szybko przed facetem, z którym się zderzyłam. Wylądowałam w ogromnej, powstałej w zagłębieniu chodnika kałuży. Pisnęłam z zaskoczenia i bólu, koszulka spadła na brudną, mokrą ulicę, więc krople zaczęły uderzać o moją twarz, a ja przez chwilę mrugałam, nie mając pojęcia, co się właśnie wydarzyło. Następnie usłyszałam dobrze znany mi dźwięk odbezpieczanej broni i zamarłam.
Deszcz padał nieprzerwanie. Leżałam w śmierdzącej paliwem i brudem ulicy kałuży, byłam przemoczona, głodna i wściekła, a jacyś dwaj goryle mierzyli do mnie z pistoletów. Jeśli się nie myliłam, to FN-ki, kaliber dwadzieścia dwa. Niezłe cholerstwo używane zwykle przez oddziały specjalne, ale na czarnym rynku można przecież dostać wszystko. Do diabła, mój kuzyn uwielbiał tę broń i sprowadzał ją do naszego miasta. Miałam nadzieję, że ci kretyni nie kupili jej właśnie od niego. 
– Nie przesadzajcie, z drogi – warknął mężczyzna, na którego wcześniej wpadłam, odpychając swoich ludzi na boki. 
Ci posłusznie się odsunęli, zabezpieczyli i schowali spluwy, a facet w tym czasie spojrzał na mnie z nieodgadnioną miną. Chociaż miałam wrażenie, że na początku był zaskoczony, w tej chwili kąciki jego ust unosiły się nieznacznie w lekkim rozbawieniu. Dopóki jego wzrok nie skierował się bardziej w dół. Wtedy szare oczy rozbłysły, a ja zdałam sobie sprawę, że mokra sukienka się podwinęła i odsłoniła już zdecydowanie zbyt duży fragment ud. Jeszcze kawałek i byłoby mi widać całe majtki. Naciągnęłam materiał ze złością na nogi, na co nieznajomy znów uśmiechnął się kącikiem ust, po czym wyciągnął dłoń w moim kierunku.
Ale pierwszy szok zdążył minąć, teraz byłam już tylko kurewsko wściekła. Poderwałam się z miejsca i spojrzałam na niego z mordem w oczach. 
– Co to miało być?! – wrzasnęłam, czując, jak drżą mi ręce. Cholera, wystraszyli mnie tak bardzo, że straciłam nad sobą kontrolę. Zwykle lepiej potrafiłam panować nad głosem i zachowaniem. Naprawdę. – Powaliło was do reszty?! 
Facet zmarszczył nieznacznie brwi. Na mojej twarzy malował się pewnie strach zmieszany ze wściekłością. Miałam nerwy z żelaza, podczas roboty nawet nie czułam zdenerwowania, jednak przez zły humor, niepogodę i zaskoczenie niemal dostałam zawału. Nieznajomy chyba to dostrzegł, bo złapał moją dłoń i mruknął uspokajająco:
– Wybacz, gattina, moi ludzie zareagowali zbyt gwałtownie. Nic ci nie jest?
Gattina? 
Odepchnęłam jego rękę i odgarnęłam mokre kosmyki z czoła oraz policzków, ale niewiele mi to dało. Pieprzony deszcz. Pieprzony ważniak, który przede mną stał. Pieprzone wakacje!
– Jak, cholera, nie jest?! – warknęłam. – Przez ciebie jestem cała mokra, na dodatek… – Zmrużyłam powieki, gdy w jego oczach pojawił się drapieżny błysk. Oczywiście, że musiał zinterpretować moje słowa w ten sposób. – Twoi goryle grozili mi bronią! W środku, kurwa, dnia, w centrum miasta! 
Odchrząknął, rozglądając się na boki, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że z okien restauracji spogląda na nas chyba połowa ludzi z obsługi, którzy jednak szybko wrócili do swoich zajęć, gdy posłałam im piorunujące spojrzenie.
– To przejście nie jest dostępne dla wszystkich – powiedział gładko.
– To wsadź sobie to przejście w…
Nie dokończyłam. Na widok jego miny natychmiast zamilkłam. Wyraz jego oczu uświadomił mi, że nie chcę wypowiadać tej myśli do końca, ponieważ mogę tego pożałować. Mój instynkt momentalnie zaczął dawać o sobie znać. Z tym facetem było coś nie tak. 
Trzęsłam się teraz nie tylko z wściekłości, lecz także z zimna, ponieważ deszcz przemoczył mnie już do suchej nitki, a lodowaty wiatr sprawiał, że zamarzałam. Na domiar złego nagle naszła mnie potrzeba, by jak najszybciej stąd zniknąć, bo poczułam, jakby ktoś właśnie łapał mnie w pułapkę. Nie cierpiałam czegoś takiego. 
– Mądra dziewczynka – oznajmił facet, widząc, że się wycofałam. W tej chwili oczywiście znowu złość wzięła górę, ale nim powiedziałam cokolwiek, dodał: – Zimno ci.
Zdjął marynarkę i zarzucił mi ją na ramiona, a ja musiałam bardzo wytężyć umysł, żeby sobie przypomnieć, dlaczego wściekałam się na kogoś, kto tak pachnie. Zmysłowo, ostro i świeżo. Oszałamiająco. Drzewno-korzenna woń dotarła do mojego nosa i na moment mnie obezwładniła. 
Byłam perfumową dziwką, okay? Jeśli chodziło o męskie zapachy, mogłam się w nich naprawdę poważnie zatracić. Nie bez powodu mój kuzyn Frank miał kolekcję drogich pachnideł upchanych w dużej komodzie w sypialni oraz w całej szafce w łazience. Za każdym razem, gdy chodziłam po sklepach, kupowałam mu kolejny flakonik. Zgadnijcie, co dostanie facet Laureen na urodziny, które wypadały w przyszłym miesiącu. 
Otrząsnęłam się jednak i chciałam ściągnąć marynarkę, ale nieznajomy ją przytrzymał i spojrzał wymownie na moją klatkę piersiową. Dopiero wtedy zrozumiałam, że odsłonięte uda były moim najmniejszym problemem. Nie założyłam stanika, a sukienka w biuście miała biały materiał. Chyba nie musiałam niczego dodawać.
Jakim cudem o tym, cholera, nie pomyślałam? Czy przez tę pieprzoną emeryturę całkowicie zdurniałam?
Otuliłam się więc marynarką, piorunując jej właściciela wzrokiem. Odzyskałam rezon.
– Jesteś przemoczona. Moi ludzie mogą cię dokądś…
Prychnęłam, a potem odsunęłam się od niego z wyniosłą miną.
– Sama trafię do lekarza. I wyślę ci rachunek od kardiologa, bo właśnie zafundowałeś mi cholerny zawał! 
Uśmiechnął się skwapliwie. 
– Za tę sukienkę też. A jeśli na dodatek złapię jakieś przeziębienie, to was pozwę! – warknęłam, następnie odwróciłam się na pięcie i pomaszerowałam z powrotem do samochodu.
Usiadłam za kierownicą, nie zważając na to, że poplamię tapicerkę. Musiałam zrzucić buty, bo ślizgały się na pedałach. Prowadzenie z bosymi stopami było naprawdę okropne, jednak zacisnęłam zęby i odjechałam z piskiem opon, żałując, że nie zdecydowałam się na ochlapanie stojących nadal w wejściu pod daszkiem mężczyzn w garniturach. Nie miałam pojęcia, kim są, ale się, kurwa, dowiem. 
Z wściekłości chciałam coś rozwalić. Najlepiej głowy całej trójki za pomocą ukrytego w torebce glocka albo znajdującego się w schowku rugera. Ten ostatni miał tłumik. Ulubiona broń zabójców. 
Czy Antonio kochał moją przyjaciółkę na tyle, by pomóc mi zatuszować potrójne morderstwo? 
Nie wiedziałam, ale naprawdę miałam ochotę kogoś zabić. Zwłaszcza że teraz zaburczało mi w brzuchu tak głośno, że z pewnością dało się to słyszeć w sąsiednim stanie. 
 
ENZO
(inna czcionka)
 
NIENAWIDZIŁEM CAŁEJ TEJ FARSY. Urządzania kameralnych obiadków, przyjęć, spotkań, bankietów. Lawirowania między komplementami a ukrytymi groźbami. Uśmiechania się, kiedy ktoś wbijał mi nóż w plecy. Jednak tak wyglądała moja codzienność. Musiałem załatwiać większość interesów osobiście, inaczej niektórzy zaczęliby posądzać mnie o lenistwo i pomyśleliby, że skoro wyręczam się innymi, można mnie zastąpić. A to byłby cholerny błąd, bo mnie nie dało się zastąpić. Nie po to ojciec – odkąd nauczyłem się chodzić – wkładał mi do głowy wszystko, co powinienem wiedzieć, aby znaleźć się tu, gdzie jestem, i zasłużyć na to miejsce, żeby teraz ktoś z ulicy mógł po prostu przyjść i zabrać mi koronę. 
Dlatego przyjechałem do Giovanni’s. Ta głupia zdzira, Francesca, chciała się tu spotkać, by omówić kilka delikatnych kwestii, jakie ostatnio zaczęły wychodzić na światło dzienne. Na przykład taką, że ludzie jej męża „przypadkowo” napadli w porcie na moich dostawców i próbowali ukraść nam większość sprzętu, który naprawdę sporo kosztował. Kulturalny obiadek, trochę pieprzenia o tym, że to tylko nieporozumienie i że Francesca dla spokoju wyda winnych, byle zachować dobre stosunki. Zasugerowała nawet, że osobiście wynagrodzi mi jakoś tę niewygodę. Musiałem się bardzo powstrzymywać, żeby nie zrzucić z odrazą jej wymanikiurowanej dłoni sunącej w górę mojego kolana. 
– Możemy się dogadać, Enzo… – szepnęła.
Posłałem jej chłodny uśmiech. Najwyraźniej wzięła go za zachętę, ponieważ jej ręka dotarła już niemal do mojego krocza. Zerknąłem na szefa ochrony, Ethana, który skinął mi głową. Przyszła sama. Co za amatorski błąd.
– Aaach! – krzyknęła Francesca, gdy wykręciłem jej dłoń szybkim ruchem. W jej oczach zaczęły się pojawiać coraz większe przerażenie i ból. – Puść! Puść! Przepraszam, ja wcale…
Szarpnąłem. Francesca wrzasnęła, a ja uwolniłem jej skręcony nadgarstek ze zdegustowaniem, po czym wskazałem Ethanowi, aby zajął się problemem, który właśnie zerwał się na nogi. Chyba w końcu do niej dotarło, że popełniła ogromny błąd. To nie był pierwszy raz, gdy ludzie jej męża testowali granice mojej cierpliwości. 
Rodzina Navarrów należała do rady rządzącej naszym miastem. Sześć największych familii zawiązało sojusz, żeby zakończyć odwieczne konflikty i wprowadzić do interesów nieco spokoju. Utworzyliśmy zespół złożony z przywódców każdej z nich i opracowaliśmy zasady. Żelazne zasady. Jedną z nich złamał Pablo Navarra, kiedy jego ludzie ponownie przekroczyli granicę, po czym zaatakowali moich.
– Bez śladów – rzuciłem.
Cała restauracja była przez nas obstawiona, więc Ethan przytaknął, dając znać, że zrozumiał mój rozkaz, a potem ogłuszył Francescę i zabrał ją do samochodu, bym mógł w spokoju dokończyć obiad. Ten pierdolony Hiszpan, z którym się związała, nie mógł być na tyle głupi, aby uwierzyć, że za taką zniewagę po prostu zgodzę się zerżnąć jego żonę i odstrzelić przypadkowych członków jego rodziny. To tak nie działało. Za przelaną krew płaciło się wyłącznie jedną walutą: płynną, czerwoną, cuchnącą miedzią. Zamierzałem wysłać jasny sygnał Pablowi oraz wszystkim, którzy o tym zapomnieli. Gdy przyłapałem go na gorącym uczynku, zyskałem do tego pełne prawo, tylko musiałem wystąpić do rady z prośbą o możliwość wyegzekwowania go zgodnie z zasadami. Ale na pewno mi na to pozwolą.
Skończyłem w spokoju posiłek, a później Ethan przypomniał mi, że mam jeszcze jedno spotkanie w centrum, tym razem w sprawie nieruchomości, która ostatnio spędzała sen z powiek mojemu bratu, więc w dobrym humorze skierowałem się do wyjścia. Skinąłem uprzejmie Giovanniemu – ten facet był naprawdę świetnym kucharzem. Właściwie jedynie dlatego, że spotkaliśmy się w jego restauracji, Francesca nadal żyła. Nie chciałem zabrudzić schludnego wnętrza, przecież jadałem przy tym stoliku kilka razy w miesiącu. 
Ethan otworzył drzwi lokalu, a ja się skrzywiłem. Odkąd zaczęło się więcej ataków na moje życie, moi ludzie zdecydowanie przesadzali z ochroną. Zwykle zachowywali dystans, ale od jakiegoś czasu podążali raptem dwa kroki za moimi plecami. To mnie wkurwiało. Jednak byłem też zadowolony, bo przecież wykonywali swoją robotę. Chcieli zapewnić mi bezpieczeństwo, zamiast wpakować kulkę w łeb i zająć moje miejsce. To kurewsko miłe z ich strony. Nawet jeśli niepotrzebne.
Raul mocował się przez chwilę z parasolką, bo na zewnątrz ktoś spuścił z nieba pierdoloną Niagarę. Westchnąłem ze zniecierpliwieniem i wyszedłem pod krótki daszek, oglądając się na moją prawą rękę i jego zastępcę, a wtedy poczułem uderzenie. Nie było mocne, obrywałem w swoim trzydziestodwuletnim życiu zdecydowanie zbyt często, by takie muśnięcie nazwać ciosem, ale spiąłem się mimowolnie, przygotowując na atak. 
Kolejny zamach? Która to już, trzecia próba w tym miesiącu? 
Następne uderzenie jednak nie nadeszło. Zamiast tego napotkałem spojrzenie intensywnie zielonych oczu, w których malowały się zdumienie i frustracja. Dziewczyna była już przemoczona, trzymała nad głową jakąś szmatkę, próbując osłonić się przed ulewą, co ostatecznie niewiele jej dało. Czarne włosy przykleiły się do jasnej twarzy, gdzie rozmazał się tusz. Nie zdążyłem dostrzec niczego więcej, bo Raul odsunął mnie ramieniem, a Ethan popchnął brunetkę prosto w znajdującą się zaraz za schodkami kałużę. Z powrotem na deszcz.
Upadła z cichym jękiem, który wydobył się spomiędzy muśniętych jasną szminką warg. Od razu poczułem, jak krew koncentruje się tylko w jednej części mojego ciała. Cholera, musiałem znaleźć sobie chętną na noc, skoro podnieciła mnie leżąca w kałuży kobieta. Na swoje usprawiedliwienie miałem to, że dostrzegłem sterczące pod białym materiałem sutki. Chyba nawet nie wiedziała, że przemoczona sukienka tak prześwituje, ale na razie nie zamierzałem jej uświadamiać. Napawałem się widokiem.
– Nie przesadzajcie, z drogi – warknąłem do swoich ochroniarzy.
Obserwowałem uważnie tę małą, rozważając przez kilka sekund, czy planowała mnie zaatakować, czy to był przypadek. To nie byłby pierwszy raz, gdy ktoś wysłał jakąś ślicznotkę, żeby mnie zlikwidowała. W końcu istniało mnóstwo płatnych zabójczyń, które najpierw uwodziły, a potem bez skrupułów zabijały dających się omamić naiwniaków. Czasami nawet się z nimi pieprzyły, jeśli miały dobry dzień. Jakieś przeczucie mówiło mi, że leżąca w kałuży dziewczyna zdecydowanie nie jest niewinna, ale teraz postanowiłem nad tym nie rozmyślać, bo dostrzegłem, że jej sukienka podwinęła się, ukazując smukłe uda.
Brunetka otrząsnęła się wreszcie z szoku, z furią naciągnęła materiał na nogi, następnie zignorowała moją wyciągniętą dłoń i zerwała się z betonu. Podziwiałem, że nie wyrżnęła z powrotem w tych swoich sandałkach na platformie tak wysokiej, że kiedy wstała, sięgała mi niemal do policzka. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, po jaką cholerę w ogóle stworzono coś takiego, jednak gdy zauważyłem, jak bardzo wydłużyło to już i tak obłędne nogi, postanowiłem więcej nie wyśmiewać prób Cloe, która ostatnio uczyła się chodzić na jeszcze wyższych obcasach. 
A może właśnie powinienem jej tego zabronić? Jeśli ktoś spojrzy na moją młodszą siostrę tak, jak ja właśnie patrzyłem na tę małą, wpakuję mu cały magazynek w krocze.
Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć. Czułem lekkie rozbawienie do czasu, aż prawie przegięła. Mogła nie wiedzieć, kim jestem, ale nie zamierzałem tolerować braku szacunku, nawet ze strony niczego nieświadomej osoby. Na szczęście w porę umilkła. Bystra. Zmrużyłem nieznacznie oczy, przyglądając jej się uważniej. Miała znajomą twarz. 
Jednak nie rozwinąłem tej myśli, bo odepchnęła moją dłoń, następnie znowu zaczęła krzyczeć, a ja próbowałem ją nieco bardziej zdeprymować spokojnymi odpowiedziami. Udało się. Przez moment w jej oczach płonął taki ogień, że od razu wiedziałem, iż ta kobieta ma w sobie coś, czego brakowało innym, które spotykałem na swojej drodze. 
– Chcę wiedzieć, kto to był – rzuciłem powoli, gdy zmierzała w kierunku parkingu, otulając się moją marynarką i kręcąc tyłkiem. 
Patrzyłem, jak ze złością zrzuca buty, odpala silnik i z przekleństwem na ustach gwałtownie rusza z miejsca. Wpatrywałem się chwilę w jej samochód. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że Ethan zdążył spisać numer rejestracyjny. Znaliśmy się w końcu nie od dziś.
Już niedługo ta kobieta ponownie mnie spotka.
W zależności od tego, kim była, zobaczymy, czy jej się to spodoba, czy nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Śmierć na bogato" Jacek Ostrowski

Autor: Jacek Ostrowski Tytuł: Śmierć na bogato  Kategoria: thriller  Wydawnictwo: Skarpa Warszawska  Premiera: 14.02.2024 Ilość stron: 368 O...